Gronostaja (filcowego) chciałam nieco podtuczyć, ale ze względu na dzisiejszą nadpobudliwość moich dzieci muszę z igłami poczekać do wieczora. napiszę zatem coś niecoś o nas i naszym obecnym życiu.
mieszkamy niedaleko Białowieży. domek, który wynajęliśmy (tak, tak, to nie nasze, choć wiele osób nie dowierza, bądź stuka się w czoło), nadawał się od razu do zamieszkania - dzięki Bogu.
co prawda od 7 lat nikt w nim na stałe nie mieszkał (właścicielka przyjeżdżała tylko od czasu do czasu), trzeba więc było te dwie izby odświeżyć. poza tym łazienki nie było i to była największa niewygoda. postanowiliśmy więc nasz nowy domek dostosować nieco pod siebie.
tak było w marcu 2013, kiedy się wprowadzaliśmy
po przeprowadzce mój mąż musiał wyjechać, więc na kilka miesięcy zostałyśmy same. łazienki jeszcze nie było, ani pralki, no i ciepłej wody też niet.
w pewnym momencie w pomieszczeniu, które dawniej było spiżarką, pojawił się kibelek z młynkiem :) ach cóż to był za luksus! :)
no i tak miesiąc po miesiącu zaczęliśmy czerpać przyjemności z życia na wsi.
pojawiły się zwierzaki. najpierw psy.
Gucio (to ten biały) - jedyny pies, jakiego w życiu widziałam, który ogonem nie merda na boki tylko do góry i na dół.
Elka (czarna i chuda) - powinna się nazywać Gazela i może kiedyś wytrenuję ją, żeby nosiła pocztę, np kartki świąteczne dla mojej mamy, która mieszka 400 km od nas. po prostu biegacz nie do zdarcia. obecnie wnerwia mnie, bo ucieka sobie na spacery, więc chyba będzie trzeba zamontować pastuch na płotach. nie ma większego sensu w podwyższaniu płotów, bo ona i tak je przeskakuje.
Laura (duża i włochata) krótko mówiąc najmądrzejszy pies na świecie. nic dodać nic ująć.
i koty
Niagara - domowy bonifacy, po wypadku ma problemy z błędnikiem i słuchem. mamy więc w związku z tym kupę śmiechu, zważywszy że...
nasz drugi kiciuś - Muszelka - nie ma oka
więc czasem żartujemy sobie z nich i snujemy historie, jak to jeden kot chwiejny wespół z jednookim, wybrały się na polowanie :D
*tak naprawdę Muszelka to super myśliwy i wojownicza księżniczka.
mieszkanie przechodziło kilka metamorfoz:
a potem przyjechał mąż i zaczęliśmy już bardziej na serio:
ŁAZIENKA!!!!!! :)
ciepła woda w kuchni!! (moja wymarzona wysepka kuchenna)
w międzyczasie ruszyłam co nieco ogród, ale w tym roku największe plony dał perz.
ale i pomidorków trochę zjedliśmy :)
postawiliśmy na podwyższone grządki. nie miałam jeszcze zbyt wiele nawozu, ale było sporo starej słomy, więc podścielaliśmy na bieżąco, traktując to jak inwestycję w przyszłe sezony
pojawiły się też zwierzęta tzw "gospodarcze"
u nas to zielononóżki, wychowane od pisklaka :) tygodniowe do nas przyszły.
obecnie mamy 6 kurek Marylek i jednego koguta Moritza. a od kilku dni w kurniku mamy świeże jajeczka. jupi :))
na deser moich opowieści - kózelki
Jagódka i Balbinka
postanowiliśmy ich w tym roku nie kryć i poczekać aż do przyszłej jesieni, kiedy będą miały ok 18 miesięcy. większość osób, którym o tym powiedziałam, a które mają kozy, nie kryje niezrozumienia :) ale czyż pierwszy raz robię coś inaczej niż inni? :) ach, lata doświadczeń ;)
aby mieć od wiosny mleczko zaprosiliśmy do stada inną kózkę - Maciejkę, która już jest pokryta i niebawem będziemy mieć w naszym zwierzęcym stadku pierwsze maleństwa.
Maciejka miała problemy z zaakceptowaniem młodych kóz, ale te wpadły na całkiem ciekawy sposób radzenia sobie z tym fantem. ale może o tym napiszę innym razem :)
a może przeczytacie w jakiejś książce z moim nazwiskiem w polu autora?
więc dzieciństwo moich córek wygląda obecnie tak:
a ja jestem dumną wieśniarą :) już niedługo zacznę orzechy łupać udami, także świecie drżyj!
ah. no i uczymy się domowo, o czym można sobie poczytać na naszym drugim blogu
www.bamboszki-i-chodaczki.blogspot.com
tyle. koniec na dziś. niby w telegraficznym skrócie a i tak sporo tego :) dom przecież nie skończony, niedługo pokażę jakiego kształtu nabrał. bo jestem tym coraz bardziej podekscytowana.
no i przecież jeszcze nie pochwaliłam się, czym się mój mąż zajmuje :) - następnym razem.
pozdrawiam czytających.
Kochana jak bardzo się cieszę że zostawiłaś u mnie komentarz , bo dzięki temu mogłam tu do Ciebie trafić.
OdpowiedzUsuńPopłakałam się czytając Twoją historię ze wzruszenia, tak bardzo w sercu jest mi bliska. A jak zobaczyłam ten piec i Twoją córeczkę na nim rozczuliłam się na całego.Nie ma tam gdzieś koło Was jeszcze jednego domu do zamieszkania? ;-)))
Pozdrawiam Cię bardzo.
Dzielną jesteś niewiastą- odważną i bardzo zaradną!
Kurcze, właśnie wczoraj złupałam michę orzechów ale żeby tak udem, kurcze nie dałabym rady!
:) a ja ciebie już podglądam od zeszłego roku, asiumi :)
Usuńtak, myślę że nasza historia jest bardzo ciekawa, bo od kilku lat mieliśmy dość spore zakręty życiowe, aż w końcu osiedliliśmy się tutaj. i też nie wszystko jest jeszcze tak całkiem jasne i klarowne. ale -jak to mówio;) - dajmy czasowi czas.
a domów wolnych tu mnóstwo, u nas we wsi 7 pustostanów stoi, choć większość nadaje się tylko do wyburzenia.
hehe orzechy, no taaak, cóż mogę powiedzieć, hmm praktyka czyni mistrza, także nie poddawaj się kochana! :) też cię pozdrawiam
Ale kusisz tymi pustostanami ....
Usuńzapraszam, zapraszam. fajni ludzie tu mieszkają. latem jagody, jesienią grzyby. zupełnie inaczej czas tu płynie niż w mieście. otwierasz drzwi i dzieciaki już są na podwórku. moje maluchy cały rok jak mieszkałyśmy w bloku chorowały (nawet chyba o tym pisałam na drugim blogu) - a tu - zdrowe jak rydze.
UsuńAle fajnie się urządziłaś :) Bardzo mi się podoba i się napatrzeć na zdjęcia nie mogę. Masz cudowną rodzinę. Hehe, zwierzęta też do niej wliczam ;) Jaki to dobry wynalazek ten internet, mimo że mieszkamy daleko od siebie to możemy się poznać :)))
OdpowiedzUsuńdzięki :) jeszcze jest trochę pracy przed nami, np w ogóle nie ogarnęłam podwórka, jesteśmy więc chyba jedynym (z zamieszkanych domów) który nie ma kwiecistych rabatek.
Usuńto fakt, internet to super sprawa. też go mocno doceniłam. choć czasem zaczyna mi być brak takich zwykłych ludzkich realnych przyjaźni :)
pozdrówka, zaraz zerknę co tam u ciebie :)
Fajnie zobaczyć całą gromadkę! Zwłaszcza Kalinka z kurą jest niesamowita! A to zdjęcie na sianie może być witryną wiejskich przyjemności. Nie widać tylko mego ulubionego merdacza, czyli Gucia... Nic to, wszystko inne jest. Żubry Wam nie podchodzą?
OdpowiedzUsuńGustaw gdzieś tam w tle na którymś zdjęciu.
Usuńżubry chyba dopiero teraz zaczną, bo zasypało nas śniegiem. ale sarny i owszem! podjadają siano, którym podścieliłam grządki :) w zamian nieco mi tę jałową pustynię ponawożą ;)
a z kurą jest Alcia :) ale to nic, podobne są :)
Domek bardzo fajny w środku, energetyczne kolory!
OdpowiedzUsuńCo do krycia kóz po raz pierwszy w wieku 18 miesięcy absolutnie się zgadzam, sama nie postępuję inaczej :)
dziękuję! wiesz, te zdjęcia to właściwie już nieaktualne, teraz dopiero zaczyna się tam robić ładnie, nawet właśnie kolory nie tak całkiem przypadkowe :) ale na porządny "apdejt" jeszcze za wcześnie. pochwalę się jak już bałagan zniknie i powstaną wszystkie meble.
Usuńa odnośnie kózek, to bardzo się ucieszyłam na twoje słowa. nie będę tu tak osamotniona w swoich decyzjach jak już przybędziecie na podlasie :)