niedziela, 2 marca 2014

i cóż tam u nas?

twórczo - z mojej strony niewiele. nic nawet mówiąc uczciwie:)
co prawda powstało kilka łyżeczek, ale do poprawki. wyszły zbyt szerokie i głębokie. muszę je nieco obrobić i sprawić, by kształt był er-go-no-miiiiczny.
poza tym nieco ogarnęłam podwórko po zimie. spod śniegu wylazły zamrożone psie kupy. wybaczcie mi tę wzmiankę, ale jak mawia mój sąsiad - "ma się te pszczoły, ma się i ten miód"...
teraz podwórko wygląda hmmm przyjaźniej :) jeszcze czeka mnie sprzątnięcie podwórka gospodarczego, tam gdzie przez zimę przebywały kozy i kurki. trzeba ogarnąć pozostałości po drewnianych wiatach na drewno, które z racji sędziwego wieku po prostu się rozsypały, trzeba pozgarniać śmieci, będące skutkiem ubocznym domowego remontu, a które, będąc w takich ilościach, że nie sposób ich było upchać  w jakieś inne miejsca, zagracają stodołę i co po niektóre chlewiki.
będziemy robić też mały zamęt z mieszkańcami pomieszczeń gospodarczych.
1. worki owsa wpakujemy do (wysprzątanego ze starych gratów) murowanego pomieszczenia.
2. kozy przeniesiemy do większego pomieszczenia i zrobimy im tam 3 przegrody.
3. w pomieszczeniu obok (oddzielonym tylko przegrodą z okrąglaków), który też trzeba wysprzątać (może nawet uda nam się wybielić) będzie mieszkał Brylant :)) rumak czyli :))
4. a kury zaprosimy do cieplejszego pomieszczenia.

w planie czekają też płoty, ogrodzenia, siatki leśne, zasiew trawy, ukwiecenie łączki za stodołą i jeszcze.... echh jeszcze kilka rzeczy, ale to zasługuje na osobny wpis :))
dużo tego, ale robiąc co dzień choć trochę posuwamy się do przodu.

"monsz", czyli król, bardziej twórczo się realizuje.
właściwie wszystkie meble kuchenne są zrobione - stół, regały, półeczki, blat roboczy.
przerobił nawet zlew, czyli moją wymarzoną wysepkę.
tamta była zbyt chaotycznie i na szybko robiona, prototypowa - więc z kilkoma niedociągnięciami i z kiepskiego materiału. to wyszło później jak przysłowiowe szydło z worka.
ale dzięki temu obecna wysepka była dla mnie takim mega zaskoczeniem, że dosłownie opadła mi kopara, kiedy ją pewnego ranka zobaczyłam.
tyś przeskoczył klasę z tym meblem - mówię do męża Z. i mówię tak, bo myślę tak. a nie dlatego, że go lubię, trutnia tego mojego.

obiecuję zdjęcia, jak będzie już posprzątane. na razie - namiastka na zachętę.

 kolejna sprawa, która zagarnęła moją uwage przez ostatni tydzień - psica.
Ori napisała, że Miłka już jest u niej. wczoraj przemili właściciele Dieselka :) zapakowali nieco zestresowaną psinę do swego auta i zawieźli, hen daleko. Miłka więc zaczęła kolejną przygodę swego życia, a nasz wiejski drób odetchnął z ulgą, tak że odetchnienie to słychać było w sąsiednich gminach z pewnością.

troszkę smutno. pożegnania z reguły są nieco smutne. to na szczęście niosło też ogrom nadziei.
Miłeczko, życzę tobie kochającego domu. z dala od kur ;)
fotki z naszego przedostatniego porannego spaceru psich myśliwych po lesie. dobrze, że nie napotkaliśmy żadnego żubra, bo co ja bym zrobiła z taka ilością jadła?!

po dwóch dniach zamknięcia nasze ostatnie dwie kurki wyleciały ze swego kurnika, tratując mnie po drodze. ale znalazłam w kurniku pierwsze od kilku dni jajko, więc jestem dobrej myśli.
za 2 tygodnie przyjedzie do nich kawaler i oby ten wiosenny powiew zakręcił im w głowie na tyle, że siądą na jajka! bo czekam na własny przychówek zielononóżkowy :)

kozulki rosną. a ja się muszę pochwalić, że dziś po raz pierwszy udało mi się wydoić Maciejkę :)))) jestem z siebie bardzo dumna, bo poprzednim razem przeciągnęła mnie po całym boksie.
nim zorientowałam się, że mam ją przywiązać, to owies (czyli, nie oszukujmy się - łapówka) zniknął z miski i było po ptokach.
oczywiście że naoglądałam się filmików instruktażowych na jutjubie!!! jakże by inaczej!
Phiii, ŁATWIZNA - myślę sobie.

i wcale to nie była łatwizna - telewizja kłamie! palce mi się myliły, czasem coś trysnęło, potem długo nic, a kiedy udało się wydoić tak gdzieś z pół szklanki, Maciejka zgrabnym ruchem wlazła mi z garnuszek i całe moje poty razem z tym mlekiem i ze słonymi łzami wsiąknęły w ściółkę gdzieś pomiędzy kozie bobki...

poryczałam się, powiedział wyraz na q i poszłam do domu :))

a dziś? dziś było fajnie :) lepiej się zorganizowałam i "na próbę" wydoiłam taki spory kubeczek.
byłoby więcej, ale wtargnęły Balbinka i Jagódka i już było po dojeniu.

świeżym mleczkiem nakarmiłam Tybusia, czyli naszego grzybka tybetańskiego.
zatem nie będziemy już gnać po mleko do sąsiadów.
a oczami wyobraźni już widzę te sery, twarożki, jogurciki... hmmm królewskie delicje...
tu Tybuś w towarzystwie ogóreczków i pomidorków.

dobra, czas na robotę. mam tyle planów i pomysłów i projektów i zapału i w ogóle tyle już wiosny w mojej głowie... że nawet jak śpię, to wszystko odgrywam, tak że budząc się rano czuję, jakbym pracowała całą noc :))

6 komentarzy:

  1. Znaczy się, kuń będzie? ;-) Super :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też tak chcę! Jesteście Wielcy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a tam zaraz wielcy :) normalni, tak sobie myślę, z tym samym za pazuchą, co i reszta ludzi.

      Usuń
  3. Fajnie się u Ciebie dzieje :) Tylko w nocy tyle nie pracuj, bo zmęczona wstawać będziesz, a nic w rzeczywistości nie zrobione, hehe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehehe łatwo powiedzieć! jak mi sama robota do łap się pcha, a wciąż jeszcze nie czas na taką fajną pracę w grodzie.

      Usuń


Dziękuję za komentarze! :)