niedziela, 16 lutego 2014

jak spędziłyście wieczór sobotni? bo ja...

no... ten... tego... jak każda przeciętna kobietomatka.. no ten...
strzeliłam se łyżkę.

z deseczek oliwnych, które kiedyś dawno temu dostałam i tak leżakowały na półeczce.

zacznę jednak od początku.

na początku powstały koniki.
bo monsz wyjął jakąś taką maszynkę, podpowiada mi właśnie, że to piła włosowa.
ale niech się nie mądrzy, bo sam tego przedtem za bardzo nie używał ;)
więc skoro to ustrojostwo już zamontował na stoliku, to przecież nie będzie toto tak głupio i bezczynnie stało.
a że ja ostatnio te konie tak namiętnie podglądałam
(tak na marginesie spójrzcie na to jeszcze:

wracając do tematu.
tak mnie te konie natchnęły, że zmajstrowałam najpierw jednego, a potem kiedy dziewczyny już zasnęły, drugiego srokacza.
a potem przypomniałam sobie, że dawno dawno temu żałując że nie mam takiej maszyny, wystrugałam moją pierwszą łyżeczkę.
miała być na urodziny dla męża, i była. ale w trakcie użytkowania pękła, bo zrobiłam za cieniutki uchwyt.
ta wczorajsza wygląda już znacznie lepiej :)






tak, tak, wiem.
wystarczyłoby jedno, dwa zdjęcia.
ale ja jestem z siebie taka dumna!

najpierw na piłce wycięłam kształt odrysowany od zwykłej łyżki.
potem, podczas gdy mój luby kibicował Stochowi w Soczi, jak nadawałam kształt łyżeczce tarnikiem a następnie wyżłobiłam wgłębienie dłutkiem.
błędy?
następnym razem zacznę od końca, czyli od dłutka. bo przy tej pracy nieco mi drewna odskoczyło przy wgłębieniu, stąd taki dziwny jego kształt :) więc lepiej to robić na początku, jest później możliwość zatuszowanie tego błędu podczas wycinania kontur "główki".
no i zdecydowanie na końcu będę robić rączkę, a nie od niej zaczynać, jak przy tej.
bo przy przymocowaniu ściskiem o mały włos by pękła.

doszlifowaniem papierem zajął się luby, bo ja straciłam nagle zainteresowanie pracą ;)))
no już się umachałam wystarczająco po prostu ;)
to wsio :)

pozdrawiam niedzielnie i słonecznie, mimo deszczowej pogody u nas.
aha.
i magiczne przesłanie. moja afirmacja, bo czas już kruszyć mury więzienia.

wszystko mogę!

nie wszystko może mi się chcieć, nie wszystko jest warte zrobienia.
ale mogę wszystko.

pa!






2 komentarze:

  1. Cała reszta bardzo wdzięczna rzecz jasna, ale moja córka zachwyci się pewnie tym filmikiem. Zaraz jutro jej pokażę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)) tak, super są te dziewuchy, podziwiam je i mam nadzieję mieć kiedyś taką relację z naszym Brylkiem. niech no się z ogrodem uporam wreszcie, to jak ja się wezmę za tą naszą przyjaźń, to ja ci mówię!
      ;)
      a teraz poważnie, jeśli lubicie zwierzęta (a nietrudno zgadnąć że tak) to poszukaj filmu pt. Anna i zwierzęta. warto obejrzeć, by spojrzeć na świat zwierząt od nieco innej strony.
      pozdrawiam!!!

      Usuń


Dziękuję za komentarze! :)