wtorek, 1 grudnia 2015

czy ktoś wie, co u Mamalinki?

tak napisała kochana Tempo Giusto i to mnie zmobilizowało do wejścia na moją planetę i napisania kilku słów.

Co u mnie?
Deszcz.
Ups.
Sorry.
Nie deszcz -

Rain ;)


Moja passa na spotykanie cudownych ludzi nie ma końca.
Od momentu podjęcia decyzji -wiecie- jakiej, wszystko idzie jakoś tak, tak jak ma iść. Nie żeby ciągle było różowo-cukierkowo. Ale - ciągle ktoś mi pomaga, ułatwia coś, podaje rękę, podpowiada... I to wszystko obcy niby ludzie.
Wiadomo, czasem bywa różnie, czasem sobie popłaczę, śnią mi się zwierzaki (ostatnio Niagarka 2 razy), tęsknię za moim biotopem.

Po "pracy" polegającej na zbieraniu ziółek i przerabianiu koziego mleka, wskoczyłam do bajki pod wdzięcznym tytułem "Praca w fabryce". Ale - czuję jak bardzo potrzebne mi to było jako doświadczenie. Wbrew pozorom.

Czasem, kiedy bezmyślnie tak zasuwam w tempie taśmy produkcyjnej, czuję się jak bohaterka filmu "Jupiter".



Tak?
Nie, nie, nie o te sceny mi chodziło.

O tę tu:
Tylko urodą daleko mi do Mily Kunis ;)

Bo w fabryce jestem zwykła, anonimowa. I to jest takie dla mnie dobre na teraz. Nie wyróżniam się, nie muszę. Nikt nie wie, że miałam kozy, konia, psy, koty, kury, las, ogród, grzyby, buraczki, maszynę do szycia, wosk pszczeli, malowane mebelki... kurcze, nie wiem nawet czy potrafię wyjaśnić, o co mi chodzi.
Po prostu jestem jednym malusim trybikiem.
Z tajemnym życiem wewnętrznym ;)


Ale żadna praca nie hańbi :)
Pracuję z fajnymi ludźmi. Atmosfera jest luźna. Dużo nie pogadamy, bo mamy zatyczki w uszach :) Ale każda przepracowana godzina przybliża mnie do przyjazdu moich dzieci i coraz mocniej stawia mnie na ziemi.

To chyba tyle.

Bo poza tym, to już tylko deszcz...


 A Wy jak się macie? Napiszcie koniecznie, bo już się pogubiłam w komentarzach w kurniku :( już dawno nie wchodziłam tam i zaległości przerosły moje moce przerobowe..
:)
Buziaki!


niedziela, 11 października 2015

nie będzie o kotach, ani o psach :) tylko na szybciutko o jednej chwili wyjętej z życia


Pakuję, pakuję swój dobytek, a końca nie widać. Ale ja nie o tym.

Zbiegi okoliczności stają się prozą mojego życia.

Wspaniali ludzie i cuda - normalnością.

Opowiem epizod z wczoraj, bo jest w sumie trochę śmieszny.

Wracałam z drobnych zakupów z Hajnówki, a że autobus miałam mieć dopiero za dwie godziny,
pomyślałam, że pójdę na stopa. Stanęłam więc na wylocie z miasta, gdzie droga prowadzi prosto do naszej wsi, mijając po drodze 4 inne wioski. Ale autostop - wiadomo - bywa ryzykowny.
Szybciutko w głowie ułożyła mi się zacna pieśń, a że nikogo wokół mnie tylko te sosny strzeliste przy drodze, więc melodia przeniosła mnie się na usty o sile dźwięku ppp czyli piano pianissimo possibile.
A słowa jej brzmiały:
"Przyprowadź mi człowieka dobrego,
takiego co, do domu zaprowadzi mnie.
Przyprowadź mi człowieka takiego,
który bezpiecznie do domu zabierze mnie."

I tak w kółko.
Jednak jako że umysł mój kreatywny powtórek takich na dłuższą metę nie lubi, nim się obejrzałam, nuciłam już drugą zwrotkę o podobnej choć nieco innej linii melodycznej:

"Przyprowadź mi człowieka takiego,
co pod koszulą skrzydła swoje nosi.
Przyprowadź mi człowieka pomocnego,
takiego co miłość twoją głosi."

Ale pojechałaś z tym tekstem! myślę sama do siebie.

Ale pieśn-zaklęcie zadziałała błyskawicznie, bo po kilku krótkich minutach zatrzymał się biały samochód.
Podchodzę, otwieram drzwi, by upewnić się, że mi i kierowcy dziś po drodze i... uśmiecham się szczerze od stóp po czubek mojej blond czupryny.

Za kierownicą siedzi ksiądz.

Kurtyna. 
 

wtorek, 30 czerwca 2015

Błyskotka czyli Błyskotek

Edit:  po tylu miesiącach zwracam wreszcie temu kotu jego męską godność :) Przecież od dawna wszyscy wiemy, że to Błyskotek :) 

 
Jechał dziś jakiś burak tą naszą jedną jedyną ulicą, przystanął swym autem jakieś 5 m od mojej bramki, wywalił na drogę takie małe coś i pojechał.
I małe coś zaczęło piszczeć.
Sąsiadka się zlitowała, sąsiad wkurzył, bo lubi zwierzęta, a nie lubi takich buraków, co maluchy wywalają nie myśląc, co się z nimi dalej stanie. I na to wszystko ja weszłam, jak zwykle normalnie. Akurat wracałam od mojego licznego stada, co by ich napoić, gdzie się pasły na niezamieszkanym sąsiedzkim podwórku jakieś 10 metrów od domu w drugą stronę, no więc zachodzę pod dom i widzę poruszenie, konsternację i sąsiedzki wqrf w jednym. No i to małe widzę też.
Małe, rude, przykurzone, a oczy ma wielkie jak nie wiem co, pełne niepokoju.

I tak właśnie trafiła dziś do nas Błyskotka.

Jeśliby znalazła się osoba, która chciałaby temu maleństwu dom dać - to proszę o kontakt.
Aczkolwiek bez wielkiego przekonania to mówię, bo moje dzieci zakochane i przekonane od pierwszej sekundy, że to ICH kitka.
Alcia już od miesięcy mi gadała, że ona chce koniecznie małą i koniecznie RUDĄ kicię. Skąd jej do głowy to przyszło?? Dziwny zbieg okoliczności...

Błyskotka w obiektywie - wieczorem, ale mimo braku dobrego oświetlenia słodycz aż się leje ze zdjęć. Sami zobaczcie:





 








I co robić?

czwartek, 11 czerwca 2015

krótko, zwięźle i w obrazkach

Robię sery. Ciężko sfotografować choćby jeden. Na ten przykład ostatni. Przepadł, no przepadł. Nie wiem, jak, kto, kiedy i gdzie... :)
Zostały tylko okruszki...

Brylant.. tuż przed opadnięciem wieczornej mgły.

Dzieci z Bullerbyn... współcześnie :)
(gumofilce przyszły same, może miały ochotę na omlet i mus aroniowy)

A w temacie dzieci... ehhh.. "Mamoooo, mamy nową przyjacióóóóółkęęę!"
Wiejskie dzieci, no cóż.
(przyjaciółka przy najbliższej okazji czmychnęła pod wiatę z drewnem w akompaniamencie mojego odetchnięcia. Nie boję się myszy -swego czasu miałam w domu szczury domowe, ale byłam jej wdzięczna, że nie zaprzyjaźniła się z moimi dziewczynkami na tyle, by zamieszkać w domu. A cztery małe rączki zostały porządnie mydłem wyszorowane. Niemniej jednak przygoda była.)

Zbieram zioła. Tu znalazłam przetacznik leśny.





A tu już w mojej kuchni :))

Zapiecek wygląda podobnie.

Zabrakło zdjęć kózelek. Nadrobię to, aj promys :)

Pozdrawiam słonecznie.

piątek, 22 maja 2015

pierwszy ser :) tylko dziurki gdzieś se polazły ;)

Biłam się z myślami. Z czarnuszką? -myślę. A może suszone pomidory?
I w końcu stanęło na żurawinie. Choć - z czarnuszkowego mleka.
Tak, z czarnuszkowego.
Bo mleko miałam głównie od Czarnuszki.

Ach! Toż ja Wam Czarnuszki jeszcze nie przedstawiłam!

Proszę bardzo, we własnej koziej osobie.
 
 

A tego kozła pamiętacie? Jakoś nie udaje nam się rozstać :)
 
 
 
 
 
ale o czym to ja...?
Acha! o serze!

No właśnie czarnuszkowy ser z żurawiną! Ta dam!
(tylko że dziurki nie wyszły... ale to pierwszy dopiero.. no i w sumie zjadł się, zanim zdążył zesłonieć :) nawet nie wspominam o dojrzewaniu...)





 
 

Dużo zdjęć, ale cóż, to pierwszy ser podpuszczkowy, należy mu się :)

Pozdrawiam!!


niedziela, 17 maja 2015

bzy bzy czyli: Mucha w grochy #2...

i tym razem na dodatek broszka!
A poza tym:
1. na zapiecku mieszkają znów kurczaki, 9 puszków turla się po wyścielonym siankiem i słomą kartonie.
2. w spiżarce pojawiły się pierwsze słoiki (syrop sosonowy i mniszkowy) a na półeczkach pierwsze ziółka.
3. wczoraj zrobiłam swój debiutancki kozi serek topiony i mniaaaammmm... nie pytajcie, gdzie zdjęcia... w takich momentach nie myśli się o archiwizacji... Poza tym już pracuje Tybuś (grzybek tyb.), a w lodówie zawsze gotowy jogurt domowy smaczny i zdrowy.
4. njusy z zagrody - Brylek nadepnął Perełce na nogę, ale tylko ją przygniótł, więc jest ok; Czaruś zaczyna kumać, o co chodzi z tymi klejnotami, których nie posiada żadna inna koza w stadzie... więc pewnie czas będzie się wkrótce pożegnać...; Jagodzia podskoczyła w hierarchii stada i teraz gnębi nowo przybyłą Czarnuszkę, ach te kozy...; łąka za stodołą jest wreszcie ogrodzona, ma nawet piękna nową bramkę, więc kózie łażą po trawie, dzięki czemu mieszkam w krainie mlekiem (no niestety miodu brak) płynącej, jupi! Zaczynam zatem eksperymentować z serami.
5. poza tym coś się u nas wykluwa i mam podejrzenia, że to może być ospa... więc znów będę uziemiona na kilka tygodni.
6. i na koniec, bardzo dziękuję Skarpecie za wsparcie w zakupie siana i owsa. Mam nadzieję zrewanżować się wkrótce i zrobić w końcu jakieś fanty, co by fundusz ten zasiliły, a i oczy czyjeś i serce ucieszyły :))
<3

Jagodzia i Perełka (jeszcze trawa niewielka)
 Godzina 6 rano - przyłapany na gorącym uczynku...
 Kwoczka :)
 Podczas sprzątania.

Pozdrawiam Was wszystkich ciepło.