Cześć :)
zacznę od końca, czyli trochę wcześniej od snu, i jeszcze od obrazu na ścianie.
Chodzi o to, że już mam meble. Mam gdzie usiąść, na czym spać, na czym herbatę postawić, gdzie galoty schować. No i mam też obraz na ścianie. Ciasno ale własno. I do tego jasno, bo ja monotonna jestem ogólnie, i nudnawa jako osobowość, i trochę niereformowalna, więc jak się okazało, że sama decyzje nie tylko "muszę" ale i "mogę" podejmować co do absolutnie każdej najmniejszej rzeczy w mojej osobistej przestrzeni, to wszystko w jasne kolory poszło. Tylko ten obraz, ciemnozielony, że jak się budzę, to tylko czekam, że mi jaka biedronka po nosie przedefiluje, albo łosiu rosochami trząchnie.
Pod tym obrazem sny dziwne się zaczęły. Czasem noce bez snu, czasem sny bez sensu, a czasem, jak ostatnio przy pełni, jakiś przodek mi coś opowiada, "Brześć" mówi, pytam potem mamę, ta nic nie wie. Ale przodek był i gadał. Więc jaką świeczkę przy oknie trza by zapalić, czy co.
Ale właściwie to mi o inne sny. Te w których Niagarka przychodziła. Albo Brylek. Ale głównie Niagarka. Bo ona pierwsza była. I najwięcej na sercu mi się wylegiwała. Wieczorami. Ciężko było w takich chwilach herbatę pić, bo strach było, że wrzątek kapnie, albo co najmniej po brodzie pocieknie, a potem szyja klejąca... No więc śniła mi się kilka razy, sierść mięciutka, mruczenie ciche, ogon śmieszny wijący i żyjący własnym życiem, kocie włoski w buzi... No więc pomyślałam, że może już czas.
Mama wczoraj do mnie mówi: Ty się chyba nigdy nie zmienisz...
Chyba na pewno nie. Odpowiadam.
A jednak dużo łatwiej jest być bohaterem. Wyciągasz to małe, wylęknione, zaniedbane, porzucone, stęsknione, samotne... I dajesz wszystko, czego mu trzeba. Albo chociaż bierzesz małego, puchatego, niewinnego jak niezapisana kocia karta.
Trochę trudniej, gdy przyjeżdża do ciebie, wyjęte nagle ze swej bajki, ze swej rodziny, ze znajomego domu. I otwierasz drzwiczki transporterka na środku obcego pokoju. Pośród obcych zapachów, nieznanych kątów, cudzych zwyczajów, nieznajomych twarzy...
I co ja mam teraz zrobić? Usiąść obok niej, skulonej w kąciku, spojrzeć w przerażone, nic nie rozumiejące oczy, i co powiedzieć? Że jej rodzina się przeprowadza. Że muszą i wcale nie jest im łatwo. Że dwaj jej towarzysze będą przechodzić przez to samo, co ona...
Chyba tylko czas.
Kalinka przed chwilą przyszła do mnie i mówi: Tak samo było z Muszelką. A potem odpędzić się od niej nie można było.
House zamienił się w Home.
A Khaleesi, mam nadzieję, wkrótce się w naszym domu zadomowi. Mi też nie było łatwo na początku, a dziś proszę, łażę jak po swoim :)
Chcecie zdjęcia?
*Rummy, nasza rodzinna gra*
*nie cierpię Chodakowskiej, terrorystka jedna...*
*głóg na herbtkę*
* w moim ogródecku*
*wzgórza*
*drzwi od tyłu*
*mamo, czy dobrze ubrałam chodaczki?
tak, kochanie, chodaczki są dobrze, tylko nóżki masz źle ubrane*
*minimalizm*
*ziółkowo*
*i wspomniany wcześniej obraz*
I koteczka... bo pewnie na nią czekacie najbardziej
8 miesięcy, cudnie zadbana, widać że wykochana...
Na dole kilka zdjęć z kocięctwa :)
Dziewczyny, trzymajcie za nas kciuki, bo ona kochana, stresuje się.
Trochę zjadła. Ale jeszcze od wczoraj wieczorem nie była w kuwecie i nie wydaje się, by chciała wychodzić z ukrycia..
Buziaki!
(ps. Iknwi :) teraz Twoja kolej!)